Biolaven Płyn micelarny

Biolaven Płyn micelarny

demakijaż

Słyszałam wiele dobrego o Biolaven, czyli kolejnej marce produkowanej przez Sylveco, dlatego kiedy szukałam nowego płynu micelarnego i natknęłam się w sklepie na ten, od razu wylądował w moim koszyku. Wszystkie produkty z tej linii zawierają olej z pestek winogron i olejek lawendowy. 

Płyn micelarny znajduje się w prostej butelce zamykanej na zatrzask. Szata graficzna bardzo mi się podoba. Konsystencja jest typowa jak na taki produkt. Zapach jest śliczny, lawendowo-winogronowy i bardzo długo utrzymuje się na twarzy. Dla mnie to minus, bo o ile na samym początku mi się podoba, tak po godzinie mam go już dość, z powodu tego, że jest słodki. Teraz już mi tak nie przeszkadza, ale przez pierwszy tydzień ciężko mi się go użytkowało z tego powodu.
Jest też bardzo wydajny - używam go prawie 3 miesiące, a dalej zostało mi jeszcze 1/3 opakowania. 

demakijaż

Płyn naprawdę dobrze zmywa makijaż. Potrzebuję do tego 2 okrągłych wacików (używam ich dwustronnie), nawet przy pełnym makijażu. Trochę gorzej radzi sobie z niektórymi eyelinerami, ale wystarczy dłużej przytrzymać wacik na oku i wszystko schodzi. Nie wiem, czy tak jak obiecuje producent, radzi sobie z produktami wodoopornymi, bo takich nie używam. Płyn micelarny nie wysusza buzi, za to delikatnie ją nawilża i faktycznie koi. 

demakijaż

Powiem Wam szczerze, że nie wiem, czy kupiłabym go ponownie ze względu na zbyt długo utrzymujący się zapach, ale w beGlossy znalazłam drugą butelkę i nie narzekam. 

Cena: ok. 16zł
Gdzie kupiłam: stacjonarnie w drogerii Jasmin (obecnie Lila Róż)

A Wy go znacie? Polecacie coś jeszcze z produktów tej firmy?
The Saem Emulsja do rąk

The Saem Emulsja do rąk

krem do rąk

W kremach do rąk, poza dobrym nawilżeniem, najważniejsze jest dla mnie szybkie wchłanianie się, bez pozostawiania tłustej powłoczki na dłoniach. Poszukując w tym względzie ideału trafiłam na emulsję do rąk firmy The Saem.

Opakowanie to standardowa tubka, dosyć miękka, dzięki czemu można bez problemu wycisnąć emulsję aż do samego końca. Pojemność jest niewielka, bo zaledwie 30ml, ale mnie to pasuje. Lubię zmieniać kremy do rąk, bo szybko mi się one nudzą. No i fajnie nadaje się do torebki lub w podróż. Mimo małej pojemności emulsja jest dosyć wydajna. Używałam jej prawie codziennie wieczorem, a starczyła mi na ok. 2 miesiące.

krem do rąk

Zapach jest trochę chemiczny, ale bardzo przyjemny. Faktycznie przypomina morelę. Konsystencja jest bardzo lekka, żelowa. Wchłania się błyskawicznie i praktycznie od razu po aplikacji mogę wszystkiego dotykać, bez obaw że coś zatłuszczę.
Produkt dobrze nawilża ręce, po użyciu są bardzo miękkie i gładkie. Sprawdza mi się nawet, jak jest zimno na dworze. Natomiast myślę, że przy sporych mrozach potrzebowałabym czegoś treściwszego.


Cena: ok. 10zł w promocji
Gdzie kupiłam: stacjonarnie w K-Beauty we Wrocławiu

Chciałam wrzucić Wam skład, ale niestety nigdzie nie znalazłam go po angielsku, a koreański mnie przerasta.

Jakich kremów do rąk lubicie używać? U mnie teraz w kolejce czeka krem z The Body Shop, ale chętnie poczytam, co jeszcze polecacie.
eos Balsam do ust

eos Balsam do ust

pomadka ochronna


Korzystając z tego, że promocja w Rossmannie jeszcze trwa i obejmuje także produkty nawilżające do ust, pomyślałam, że napiszę Wam, co sądzę o tym kultowym produkcie do ust, jakim jest balsam eos. Pamiętam, jak kilka lat temu był bardzo pożądanym hitem, niedostępnym w Polsce. Wydaje mi się, że to głównie za sprawą bardzo oryginalnego wtedy opakowania. Muszę przyznać, że zdecydowanie przyciąga ono wzrok, bardzo wygodnie leży w dłoni i łatwo znaleźć je w torebce. Na razie jest też wygodne w użytku, ale pewnie jak balsam zacznie się kończyć to będzie trzeba nakładać go palcem. Ale na razie nie martwię się tym, bo używam go od grudnia, a zużycia właściwie nie widać.

pomadka ochronna

Mojego eosa znalazłam w kalendarzu adwentowym Douglasa. Jest to podobno jeżynowy zapach, natomiast dla mnie jest po prostu słodki i owocowy, jakoś niespecjalnie wyczuwam w nim jeżynę. Ale muszę przyznać, że jest genialny i taki sam jest też w smaku. Wersja ta jest chyba niedostępna w Polsce (przynajmniej nigdzie na nią nie trafiłam), a szkoda.

eos przyjemnie nawilża usta, po jego użyciu są one fajnie miękkie, ale nie jest to bardzo dobre nawilżenie. Dla mnie idealne na dzień, na noc potrzebuję czegoś treściwszego. Myślę, że najlepiej sprawdzi się u osób z niezbyt mocno przesuszonymi ustami.

Powiem szczerze, że używanie pomadek ochronnych u mnie kuleje, a po ten balsam lubię sięgać ze względu na jego opakowanie i zapach. Dlatego jak już mi się skończy chętnie do niego wrócę. Szczególnie, że skład też jest bardzo fajny.

pomadka ochronna

Cena: 24,99zł
Skąd mam: kalendarz adwentowy Douglas

Skład: Olea Europaea (Olive) Fruit Oil*, Beeswax/Cera Alba (Cire d’abeille)*, Cocos Nucifera (Coconut) Oil*, Simmondsia Chinensis (Jojoba) Seed Oil*, Natural Flavor, Butyrospermum Parkii (Shea Butter)*, Polyglyceryl-3 Diisostearate, Sodium Isostearoyl Lactylate, Water, Sodium Hyaluronate, Stevia Rebaudiana Leaf/Stem Extract, Tocopherol, Ascorbyl Palmitate, Rubus Fruticosis (Blackberry) Fruit Extract.

A Wy co sądzicie o eosach?
beGlossy My Way kwiecień 2017

beGlossy My Way kwiecień 2017


Bardzo pudełkowo u mnie w tym tygodniu. W tym miesiącu zdecydowałam się też na beGlossy i w piątek dotarła do mnie paczka. Jeśli śledzicie mnie na Instagramie, to wiecie, że pokazywałam na Insta Story zawartość, ale postanowiłam bardziej przybliżyć ją Wam i tutaj. 


beGlossy ujawniło, że jednym z produktów będzie Nude Beauty Balm od Organique - jak tylko to zobaczyłam, od razu włączył mi się "chciej". Ale uznałam, że dla jednego produktu nie warto kupować boxa. Natomiast kiedy zobaczyłam, że w tym miesiącu zamiast pudełka będzie prześliczna, różowa kosmetyczka, wiedziałam, że muszę ją mieć. I ani trochę się nie zawiodłam. Kosmetyczka jest porządnie zrobiona, pojemna i spora. Naprawdę bardzo się z niej cieszę. 

Wracając do Nude Beauty Balm - dostaliśmy produkt pełnowymiarowy. Można było trafić na dwie wersje - do skóry suchej i normalnej oraz mieszanej i tłustej. Ja dostałam tę drugą wersję, więc idealnie trafiłam. Krem BB zawiera olej jojoba, ekstrakt z melisy, koktalj Polyplant Fruit oraz Ricesilk - ma normalizować i uelastyczniać skórę, tonizować, odświeżać i regulować wydzielanie serum, nawilżać, zmiękczać i spowalniać starzenie oraz absorbować serum i matować skórę. Brzmi bardzo obiecująco i nie mogę się doczekać testowania. Sprawdzałam kolor na ręce i wydaje się jasny i beżowy. Mam nadzieję, że na twarzy też będzie wyglądał ok. 

Cena: 69,90zł za 30ml
Skład: Aqua, Cocos Nucifera (Coconut) Oil, Titanium Dioxide, Ethylhexyl Methoxycinnamate, Octocrylene, Caprylic/Capric Trygliceride, Kaolin, Potassium Cetyl Phosphate, Butyl Methoxydibenzoylmethane, Hydroxyethyl Acrylate/Sodium Acryloyldimethyl Taurate Copolymer, Ethylhexyl Cocoate, Glycerin, Rubus Idaeus Fruit Extract, Fragaria Ananassa Fruit Extract, Actinidia Chinensis Fruit Extract, Pyrus Malus Fruit Extract, Prunus Persica Fruit Extract, Carica Papaya Fruit Extract, Cucumis Sativus Fruit Extract, Melissa Officinalis Extract, Prunus Amygdalus Dulcis (Sweet Almond) Oil, Olus (Vegetable) Oil, Oryza Sativa Hull Powder, Tocopherol, Tocopheryl Acetate, Panthenol, Allantoin, Polyglyceryl-2 Caprate, Sucrose Stearate, Simmondsia Chinensis Seed Oil, Stearic Acid, Alumina, Glyceryl Caprylate, Squalane, Xanthan Gum, Phenoxyethanol, Ethylhexylglycerin, Sodium Benzoate, Potassium Sorbate, Parfum, Alpha-Isomethyl Ionone, Butylphenyl Methylpropional, Citronellol, Geraniol, Hexyl Cinnamal, Hydroxymetylpentylcyclohexenecarboxaldehyde, Linalool, Mica, CI 77492, CI 77491, CI 77499, BHT


Z pełnowymiarowych produktów znalazł się jeszcze płyn micelarny z Biolaven Organic. Zawiera on olej z pestek winogron i olejek lawendowy. Ma dokładnie zmywać nawet wodooporny makijaż, zapobiegać wysuszeniu i koić podrażnioną skórę. beGlossy ujawniło wcześniej, że będzie jakiś produkt z Biolaven w takiej buteleczce. Pasował do niej też szampon, na który bardzo liczyłam, bo płyn micelarny już mam, dlatego jestem troszeczkę rozczarowana. Ale z racji, że produkt jest naprawdę fajny (niedługo wrzucę recenzję), to i tak na plus, że się znalazł w kosmetyczce.

Cena: 16,79zł za 200ml
Skład: Aqua, Coco-glucoside, Glycerin, Panthenol, Vitis Vinifera Seed Oil, Lactic Acid, Sodium Lactate, Benzyl Alcohol, Lavandula Angustifolia Oil, Dehydroacetic Acid, Silica, Parfum

Kolejnym produktem jest suchy szampon Fresh it Up Extra Fresh firmy got2b. Ma natychmiastowo oczyszczać i odświeżać włosy, bez pozostawiania białych śladów oraz przeciwdziałać przetłuszczaniu się włosów. Suche szampony bardzo lubię, idealnie sprawdzają mi się w dni, kiedy moja grzywka jest oklapnięta. Cieszę się też, że to nie pełnowymiarowe opakowanie, bo takie produkty długo u mnie schodzą.

Cena: 18,99zł za 200ml (w pudełku znalazło się 100ml)
Skład: Butane, Propane, Alcohol denat., Oryza Sativa Starch, Isobutane, Pentane, Parfum, Benzyl Salicylate, Hexyl Cinnamal, Limonene, Linalool, Butylphenyl Methylpropional, Cetrimonium Chloride, Benzyl Alcohol, Citronellol, Citral


Kolejnym produktem (w ulotce oznaczonym jako prezent) jest podwójna maska Dermiss 0'5 Oxygen Energizing od Farmony. Jest to dotleniająca, regenerująca maska przeznaczona do skóry zmęczonej, szarej, zestresowany i nadreaktywnej. Ma dostarczyć naszej skórze silnych składników dotleniających, pobudzić naturalne procesy regeneracji i odnowy, zredukować oznaki zmęczenia i nadreaktywności skóry oraz przywrócić skórze zdrowy i promienny wygląd. Mnie ten produkt cieszy, maseczek nigdy za wiele.

Cena: 3,99zł za 2x5ml
Skład: Aqua (Water), Glycerin, Butylene Glycol,Triticum Vulgare Seed Extract, Pyrus Malus Juice, Panax Ginseng Root Extract, Prunus Persica Juice, Hordeum Vulgare Extract, Hydrolyzed Corallina Officinalis Extract, Niacinamide, Artemia Extract, Acrylates/C10-30 Alkyl Acrylate Crosspolymer, PEG-40 Hydrogenated Castor Oil, Phenoxyethanol, Disodium EDTA, Propylene Glycol, Diazolidinyl Urea, Iodopropynyl Butylcarbamate, Triethanolamine, Parfum (Fragrance), CI 42090.

Trafił do mnie też słoneczny olejek do ciała Cocoa Samba od Laboratorium Femi. Zamiast niego można było dostać olejek do ciała ujędrniający Flori, produkty do włosów Schwarzkopf lub jedno z dwóch maseł do ciała  Efektima. Mój olejek ma odmłodzić, zregenerować i uelastycznić skórę, dzięki kompozycji egzotycznych, odżywczych olei roślinnych. Nigdy nie używałam olejków do ciała, więc chętnie go przetestuję.

Cena: 150,00zł za 200ml (na olejku nie jest napisane, ile go jest, na oko ok.15ml)
Skład: Butyrospermum Parkii Oil, Cocos Nucifera Oil, Sesamum Indicum Seed Oil, Mauritia Flexuosa Fruit Oil, Tocopherol (Mixed), Helianthus Annuus Seed Oil, Rosmarinus Officinalis Leaf Extract, Rubus Idaeus Seed Oil, Canaga Odorata Oil, Pelargonium Graveolens Flower Oil, Parfum, Cymbopogon Martini Oil, Tocopherol, Lecithin, Ascorbyl Palmitate, Glyceryl Stearate, Glyceryl Oleate, Citric Acid, Benzyl Benzoate*, Benzyl Salicylate*, Farnesol*, Geraniol*, Isoeugenol*, Linalool*, Citral*, Citronellol*, Limonene*, Farnesol*
*składnik naturalnych olejków eterycznych


Ostatnim już produktem jest Creme Oil Pearls Cherry Blossom Nivei. Zawiera perełki olejków, formuła jest wzbogacona o olejek arganowy. Ma oczyszczać i pozostawiać gładką skórę. Szczerze mówiąc, dla mnie ten produkt to taki zwyklak. Skoro znalazł się w pudełko, to go wykorzystam, ale jakoś szczególnie mnie nie cieszy.

Cena: 13,99zł za 250ml
Skład: Aqua, Sodium Laureth Sulfate, Cocamidopropyl Betaine, Acrylates Copolymer, Citric Acid, Parfum, PEG-7 Glyceryl Cocoate, Argania Spinosa Kernel Oil, Helianthus Annuus Seed Oil, Glycerin, Glyceryl Glucoside, PEG-40 Hydrogenated Castor Oil, Sodium Chloride, Polyquaternium-7, PEG-3 Distearate, Mannitol, Sodium Lauryl Sulfate, Microcrystalline Cellulose, PEG-200 Hydrogenated Glyceryl Palmate, Sodium Benzoate, Linalool, Geraniol, Benzyl Alcohol, Citronellol, Benzyl Salicylate, Alpha-Isomethyl Ionone, Limonene, CI 77492

W pudełku znalazło się też mnóstwo ulotek. W książeczce od Sylveco znalazły się jeszcze próbki kremu na dzień i na noc Biolaven i opisy różnych wykorzystywanych przez nich składników - z chęcią ją przeczytam, bo staram się uczyć jak najwięcej o składach. Była też zniżka 10% do sklepu Femi (kod: beglossy04) ważna do 31 maja, zniżka 15% do sklepu internetowego i stacjonarnego Organique (hasło: beglossy_kwiecień) ważna też do 31 maja i rabat 20% na sukienki do Mosquito (hasło: sukienki20). Ze zniżki do Organique na pewno skorzystam, bo lubię ich produkty.

Co myślicie o tej zawartości?
Liferia marzec 2017

Liferia marzec 2017

We wtorek dotarło moje marcowe pudełko Liferia (już trzecie), więc pomyślałam, że opiszę Wam zawartość i opowiem trochę ogólnie o subskrypcji.

Zacznijmy od tego, co przyszło:


Z kosmetyków pełnowymiarowych w boxie znalazły się tonik wiesiołkowy firmy Naturalis i płyn micelarny od Balneo Kosmetyki. Oba produkty wyprodukowano w Polsce. Tonik jest bezalkoholowy i nie zawiera parabenów, nadaje się do skóry wrażliwej. Zawiera olej wiesiołkowy, olej awokado, olej arganowy, ekstrakt z aloesu, witamię E i alantoinę, dzięki czemu ma naszą skórę doskonale oczyszczać, odświeżać, tonizować i nawilżać.

Cena: 15zł za 200ml
Skład: Aqua, Hydrogenated Castor Oil, Propylene Glycol, Sorbitol, Phenoxyethanol, Aloe Arborescens Leaf Extract, Parfum, Allantoin, Benzoic Acid, Tocopheryl Acetate, Dehydroacetic Acid, Disodium EDTA, Oenothera Biennis Oil, Argania Spinosa Kernel Oil, Persea Gratissima Oil.

Natomiast płyn micelarny jest szczególnie zalecany dla skóry wrażliwej, odwodnionej i skłonnej do alergii. Zawiera wyciąg z kaktusa, d-pantenol i wodę oczarową, On także skutecznie oczyszcza i tonizuje skórę, usuwa makijaż i zanieczyszczenia, odświeża i rozświetla cerę, wygładza i głęboko nawilża, łagodzi podrażnienia i zaczerwienia.
Jednym słowem dostajemy dwa fajne kosmetyki, ale bardzo do siebie podobne, co dla mnie jest trochę na minus.

Cena: 29zł za 250ml
Skład: Aqua, Propylene Glycol, Glycerin, Hamamelic Virginiana Leaf Water, Sodium Cocoamphoacetate, Poloxamer 184, Diazolidinyl Urea, Panthenol, Lactic Acid, Allantoin, Opuntia Ficus-Indica Extract, Iodopropynyl Butylcarbamate, Sodium Benzoate, Potassium Sorbate, Disodium EDTA, Parfum, BHT.

Jak widzicie, na ostatnim miejscu występuje BHT - jest to środek konserwujący. Jest mocno kontrowersyjnym składnikiem, dlatego że może powodować uszkodzenia niektórych narządów np. nerek czy tarczycy, a także pokrzywkę, zapalenie śluzówki nosa czy astmę. O uszkodzenie narządów przy takim stężeniu bym się nie martwiła, ale jeśli macie bardzo wrażliwą skórę, to lepiej uważajcie z jego używaniem. 


W pudełku znaleźliśmy też po raz pierwszy jakieś akcesorium – pęsetkę angielskiej firmy The Vintage Cosmetic. Mogliśmy trafić na dwa kolory: rose gold i różową. Chyba jako jedyna na fanpage napisałam, że chcę różową, a trafiłam oczywiście na rose gold ;) Ale też jest ładna. I wydaje się naprawdę fajna. Kilka razy już je oglądałam w TK Maxxie, bo moja pęseta z Sephory jest już stara i wysłużona, więc cieszę się, że trafiła do pudełka.

Cena: ok. 40zł (chociaż wydaje mi się, że w TK Maxxie są po 20zł)

Dostaliśmy też miniaturkę nawilżającego kremu do twarzy na dzień marki Ahava. Firma ta pochodzi z Izraela i tworzy produkty zawierające składniki aktywne z Morza Martwego. Krem ten przeznaczony jest dla skóry normalnej – tłustej, nadaje się dla cery wrażliwej. Zawiera witaminę E, aloes oraz kompleks Osmoter. Ogólnie krem mi się podoba, ale szkoda, że to moje 3 pudełko i w każdym był krem do twarzy, bo nie nadążam ze zużywaniem.

Cena: ok. 40zł za 15ml
Skład: Aqua (Mineral Spring Water), Ethylhexyl Palmitate, Isopropylmyristate, Glyceryl Stearate, Cetyl Alcohol, Propanediol(Corn derived Glycol), Alanine & Creatine & Glycerin & Glycine & Magnesium Aspartate & Saccharide Hydrolysate & Urea, Ethylhexyl Methoxycinnamate, Peg-40 Stearate, Sorbitan Tristearate, Caprylyl Glycol & Chlorphenesin & Phenoxyethanol, Maris Sal (Dead Sea Water), Aloe Barbadensis Leaf Juice, Dimethicone, Allantoin, Parfum (Fragrance), Tocopherol (Vitamin E), Butylphenyl Methylpropional, Coumarin, Hexyl Cinnamal, Hydroxyisohexyl 3-Cyclohexene Carboxaldehyde, Linalool

Najbardziej luksusowym kosmetykiem z tego boxa jest żel pod prysznic marki Apple & Bears pochodzącej z Anglii. Można było trafić na jeden z 4 wariantów zapachowych: bergamotka & zielona herbata, granat & aloe vera, grejpfrut & wodorosty, miód & konopie. Do mnie trafił granat & aloe vera. Produkt nadaje się dla wegan, posiada certyfikat ECOCERT. Nie zawiera alkoholu, parabenów ani SLSów. Muszę przyznać, że jestem naprawdę ciekawa, czy ten rzekomo luksusowy żel pod prysznic mnie zachwyci.

Cena: ok. 21zł za 50ml
Skład: Aqua (Water), Aloe Barbadensis Leaf Juice Powder*, Cocamidopropyl Betaine, Lauryl Glucoside, Sodium Cocoamphoacetate, Disodium Lauryl Sulfosuccinate, Coco-Glucoside, Glyceryl Oleate, Sodium Chloride, Decyl Glucoside, Sodium Benzoate, Parfum (Fragrance), Citric Acid, Potassium Sorbate, Punica Granatum Juice Extract*, Tocopherol, Hydrogenated Palm Glycerides Citrate, Ascorbic Acid, Cananga Odorata Macrophylla Flower Extract, Citrus Nobilis (Mandarin Orange) Peel Oil Expressed, Juniperus Mexicana Wood Oil, Amyl Cinnamal, Linalool 


Jak już mogliście zauważyć Liferia stawia na produkty z całego świata, które nie są u nas dostępne w każdej drogerii. Dla mnie to duży plus i właśnie dlatego zdecydowałam się na subskrypcję. W boxach innych firm nie podobało mi się, że często dorzucane były do nich produkty bardzo znanych marek, a ja miałam ochotę potestować coś, co nie jest dostępne na wyciągnięcie ręki.
Pudełko w miesięcznej subskrypcji kosztuje 59zł z przesyłką, więc nie jest to wygórowana cena jak za taką zawartość.

Ogólnie wszystko zapowiadało się mega fajnie, ale niestety nie było tylko kolorowo. Moja przygoda z Liferią zaczęła się od problemów z systemem, które ciągnęły się przez pierwsze 2 miesiące – najpierw mimo pobrania pieniędzy, nie miałam subskrypcji w systemie, później nie pobierało mi pieniędzy z konta. Na szczęście obsługa zachowała się profesjonalnie i rozwiązała ten problem. Jedyne co to pamiętajcie, żeby pisać do nich na facebooku. Mają jakieś problemy z mejlami i nie zawsze do nich dochodzą wiadomości.

Jak już problemy z systemem się skończyły i przyszedł marzec czekaliśmy bardzo, bardzo długo na jakiekolwiek podpowiedzi co do produktów lub informacje o wysyłce. Pierwsze były bodajże na początku kwietnia. Firma w końcu wyjaśniła, że mają jakieś problemy z dostawami, ale dla mnie minusem jest to, że nie poinformowali o tym wcześniej. Ujawnili też 4 produkty z 5, co nie spodobało mi się, bo lubię element niespodzianki jeśli chodzi o boxy. W końcu 7 kwietnia poinformowano nas, że wysyłka rozpocznie się w poniedziałek i do środy wszystkie pudełka zostaną wysłane. Niestety moje pudełko zostało wysłane dopiero w czwartek wieczorem, więc dotarło 2 dni temu. Zdenerwowało mnie to, bo drugi raz z rzędu dostałam pudełko ponad tydzień po innych subskrybentach,a dla mnie nie o to w takich zabawach chodzi. Fakt faktem w obydwu przypadkach dostałam za to dodatkowy kosmetyk. Miałam rezygnować z subskrypcji, ale postanowiłam dać firmie jeszcze jedną szansę. Z jednej strony denerwują mnie ciągłe problemy z systemem i opóźnienia, z drugiej zawartość jest naprawdę fajna, a panie są sympatyczne i się starają. Mam nadzieję, że kwietniowe pudełka zostaną wysłane maksymalnie w pierwszym tygodniu maja i tym razem nie ujawnią prawie całej zawartości.

Miałyście kiedyś styczność z Liferią lub innymi boxami? Jakie jeszcze polecacie?

Gąbka Konjac

Gąbka Konjac

gąbka Konjac, oczyszczanie twarzy

Jakoś żadne przyrządy do mycia twarzy do tej pory mnie nie urzekły. Ani specjalne rękawiczki, ani ściereczki, ani silikonowe myjki. Kilka z tych produktów miałam i o ile faktycznie myły całkiem nieźle, to zwyczajnie nie chciało mi się ich używać. Aż nie trafiłam na gąbkę Konjac. 

Gąbka ta jest w 100% naturalna (stworzona z korzenia drzewa konjac) i biodegradowalna.  Nadaje się zarówno do mycia u osób w każdym wieku, łącznie z niemowlętami. Występuje w kilku różnych wersjach, różniących się dodaną substancją - do wyboru mamy gąbkę bez dodatków, z zieloną, czerwoną lub różową glinką, z węglem drzewnym, rumiankiem i zieloną herbatą. W zależności od grubości mamy też różne rozmiary. Zdecydowałam się na małą gąbkę z różową glinką. Pierwsze moje zaskoczenie nastąpiło, gdy gąbka do mnie dotarła. Nawet jak na małą wersję Konjac jest dosyć spory i do mojej buzi większy w ogóle by się nie sprawdził.

gąbka Konjac, oczyszczanie twarzy
przed namoczeniem

Gąbeczka jest twarda, nierówna i porowata, a porządne jej namoczenie zajmuje dłuższą chwilę, dlatego najwygodniej jest wrzucić ją do kubka z wodą na parę minut. Pod wpływem wody Konjac robi się mięciutki, jego dolna strona ładnie się wypełnia. Możemy używać go samego lub ze środkiem myjącym. Ja wolę korzystać z niego z żelem. 
Mycie jest naprawdę bardzo przyjemne, nic nie drapie, nie podrażnia. Wydaje mi się, że trochę szybciej oczyszczamy twarz niż za pomocą samego żelu i rąk. A nawet jeśli nie, to dla samego uczucia fajnego masażu, codziennie wieczorem chętnie sięgam po gąbkę. 

gąbka Konjac, oczyszczanie twarzy
po namoczeniu

Głównym minusem dla mnie jest długość schnięcia. Zajmuje to kilkanaście godzin (mimo suszenia gąbki w pokoju), więc nie ma szans, żebym mogła używać Konjaca rano i wieczorem. Jeśli chodzi o żywotność są to 2-3 miesiące według producenta. Moja na razie jeszcze trzyma się bez zarzutu, więc nie powiem Wam, jak to jest w praktyce. 

Cena: 14,99zł
Gdzie kupiłam: ekobieca.pl

Miałyście okazję używać gąbek Konjac?
Go Cranberry Micelarny żel do mycia twarzy i demakijażu

Go Cranberry Micelarny żel do mycia twarzy i demakijażu

Do tej pory moim ulubieńcem do mycia twarzy był niebieski żel Be Beauty z Biedronki. Służył mi bardzo dobrze, ale w końcu mi się znudził, więc postanowiłam wypróbować coś nowego. Gdy przeglądałam ofertę sklepu ekobieca.pl w oko wpadł mi żurawinowy żel firmy Nova Kosmetyki. 

Nova Kosmetyki, oczyszczanie twarzy, żel do mycia

Opakowanie z pompką zdecydowanie jest na plus - o niebo wygodniej się z niego korzysta, niż z zamknięć typu "klik". Zapach jest genialny - orzeźwiający i przyjemny. Rano bardzo chętnie sięgam po ten żel, bo od razu mnie rozbudza. Jest też bardzo wydajny - używam go 2 razy dziennie od 6 tygodni, a zostało mi jeszcze pół butelki. Jeśli chodzi o konsystencję, to jest typowo żelowa, lekko płynna. 

Nova Kosmetyki, oczyszczanie twarzy, żel do mycia

Żel spisuje się zdecydowanie dobrze. Po użyciu go buzia jest wyraźnie oczyszczona, skrzypiąca, ale nie ściągnięta. Nie mam potrzeby sięgać od razu po krem, bo buzia jest nawilżona. Żel ma też zmywać makijaż. Sama na co dzień wolę używać płynu micelarnego, ale z ciekawości sprawdziłam i faktycznie bez problemu radzi sobie z makijażem. Jedynie oczy trzeba chwilę dłużej myć. Nie używam kosmetyków wodoopornych, więc nie wiem, czy i z nimi by sobie poradził. 

Nova Kosmetyki, oczyszczanie twarzy, żel do mycia

Firma ma ode mnie bardzo duży plus za to, że kupując ten produkt wspieramy fundację mam marzenie. Dodatkowo Nova Kosmetyki posiada znak jakości Viva!, czyli ich produkty nie posiadają żadnych produktów pochodzenia zwierzęcego i nie są testowane na zwierzętach. 

Jedyny zgrzyt jaki miałam to skład. Z przodu opakowania jest napisane, że produkt nie posiada SLS/SLES itd., a w składzie na drugim miejscu widzimy Sodium Lauroyl Sarcosinate. Zrobiłam mały internetowy research i okazało się, że składnik ten to łagodniejszy zamiennik SLS, który bez problemu może być stosowany w kosmetykach organicznych. 

Cena: 19zł
Gdzie kupiłam: ekobieca.pl

Używałyście tego żelu? Co o nim sądzicie?
The Body Shop Bananowy szampon i odżywka

The Body Shop Bananowy szampon i odżywka


O bananowym szamponie i odżywce The Body Shop słyszałam prawie same pozytywy. Dlatego kiedy jakiś czas temu zobaczyłam je w promocji, bez wahania je kupiłam. Oba produkty przeznaczone są do każdego typu włosów. Szampon ma zapewniać blask, a odżywka miękkie i niesplątane włosy. 

szampon

Jeśli chodzi o opakowanie, to bardzo mi się podoba. Jest proste, ale przyciąga wzrok. Niestety musimy włożyć trochę siły, żeby otworzyć te produkty. Zapach jest faktycznie bananowy, bardzo przyjemny. Szampon jest płynny, ale niezbyt lejący, a odżywka dosyć treściwa. Oba produkty są wydajne. Stosuję je mniej więcej przez 8 tygodni co 2-3 dni i zużyłam niecałe pół opakowania.


odżywka

Ale przejdźmy do najważniejszego, czyli działania. Ocenię je wspólnie, bo tak ich używałam. Szampon pieni się nieźle, bardzo dobrze domywa włosy, przy spłukiwaniu czuję, że są skrzypiące. Odżywka faktycznie powoduje, że włosy są miękkie i tylko lekko splątane (a to u mnie dobry wynik, bo moje włosy plączą się na potęgę). Po wyschnięciu włosy fajnie się układają, nie są obciążone, a co dla mnie najważniejsze – dłużej są świeże. Do tej pory musiałam myć włosy co 2 dni, przy tych produktach mogę spokojnie co 3, bo włosy nie są w ogóle przetłuszczone. Tylko grzywka jest lekko klapnięta, ale wystarczy psiknąć ją suchym szamponem i jest super. Nie zauważyłam natomiast, żeby włosy nabrały blasku. Odżywka mogłaby je też bardziej nawilżać. Teraz jest ok, ale bez efektu wow.

Ogólnie oba produkty są bardzo fajne i na pewno do nich wrócę.

Skład szamponu: Aqua/Water (Solvent/Diluent), Sodium Laureth Sulfate (Surfactant), Musa Paradisica Fruit/Musa Paradisica (Banana) Fruit (Emollient/Lubricant), Cocamidopropyl Betaine (Surfactant), Glyceryl Hydroxystearate (Emollient), Sorbitan Sesquicaprylate (Surfactant), Phenoxyethanol (Preservative), Sodium Chloride (Viscosity Modifier), Benzyl Alcohol (Preservative), Sodium Benzoate (Preservative), Mel/Honey (Natural Additive), Panthenol (Hair Conditioning Agent), Polyquaternium-7 (Hair Conditioner), Stearic Acid (Emulsifier), Citric Acid (pH Adjuster), Palmitic Acid (Surfactant), Parfum/Fragrance (Fragrance), Disodium EDTA (Chelating Agent), Ascorbic Acid (Antioxidant), Sodium Hydroxide (pH Adjuster), CI 19140/Yellow 5 (Colour), CI 14700/Red 4 (Colorant).

Skład odżywki: Aqua (Solvent/Diluent), Musa Paradisica Fruit (Emollient/Lubricant), Cetearyl Alcohol (Emulsifier), Cetrimonium Chloride (Hair Conditioner), Phenoxyethanol (Preservative), Hydroxyethylcellulose (Stabiliser/Thickener), Lecithin (Stabiliser/Emulsifier), Propylene Glycol (Humectant), Panthenol (Skin/Hair Conditioning Agent), Parfum (Fragrance), Benzyl Alcohol (Preservative), Sodium Hydroxide (pH Adjuster), Ascorbic Acid (Antioxidant), CI 15985 (Colour), CI 19140 (Colour).

Cena:  nie jestem pewna, ale chyba 29,90zł za każdy (mnie udało się kupić oba za ok.30zł)
Gdzie kupiłam: stacjonarnie w The Body Shop

Używałyście tych produktów? Macie na nie ochotę?

Krem do twarzy Mizon Water Volume Aqua Gel Cream

Krem do twarzy Mizon Water Volume Aqua Gel Cream


koreańska pielęgnacja, krem do twarzy

Pielęgnacja koreańska podbija ostatnio serca większości miłośniczek kosmetyków. Ja także zaliczam się do tego grona. Ale i wśród tych produktów zdarzyło mi się trafić na bubla. Mowa o kremie Mizon Water Volume Aqua Gel Cream.

Mam mieszaną cerę z lekko przetłuszczającą się strefą T, natomiast reszta jest normalna. Na dzień zazwyczaj najlepiej sprawdzały mi się lekkie kremy o konsystencji żelu, dlatego jak zobaczyłam ten krem w drogerii internetowej, postanowiłam go wypróbować. 

koreańska pielęgnacja, krem do twarzy


Produkt znajduje się w standardowej, plastikowej tubce. Zapach jest bardzo świeży i przyjemny. Konsystencja faktycznie lekka, żelowa i szybko się wchłania, idealnie sprawdza się pod makijaż. Daje też uczucie lekkiego przyjemnego schłodzenia.

I to na tyle plusów. Producent zapewnia, że jest to produkt mocno nawilżający, ale ja tego w ogóle nie odczułam. Mimo że moja cera jest mało wymagająca pod tym względem, to krem nie spełniał moich oczekiwań. Po każdej aplikacji miałam ochotę nałożyć go jeszcze raz, bo brakowało mi nawilżenia. Nie stosowałam go długo (ok. 2-3 tygodnie), bo miałam wrażenie, że skóra zaczyna mi się powoli wysuszać.

Cena: 34,99zł
Gdzie kupiłam: ekobieca.pl

Skład: Water, Cyclomethicone, Alcohol, Butylene Glycol, Niacinamide, Glycerin, Cyclopentasiloxane, Dimethicone Crosspolymer, Trehalose, Sodium Hyaluronate, Polysorbate 20, Triethanolamine, Carbomer, Bis-peg-18 Methyl Ether Dimethyl Silane, Xantham Gum, Lecithin, Ursolic Acid, Atelocollagen, Sodium Chondroitin Sulfate, Harnamelis Virginiana (witch Hazel) Leaf Extract, Citrullus Lanatus (watermelon) Fruit Extract, Ocimum Basilicum (basil) Leaf Extract, Nelumbo Nucifera Flower Extract, Glacier Water, Sea Water, Betula Platyphylla Japonica Juice, Hydrolized Corallina Officinalis Extract, Honey Extract, Biosccharide Gum-1, Sodium Pca, Betain, Sorbitol, Glycine, Alanine, Proline, Serine, Threonine, Arginine, Lysine, Glutamic Acid, Olea Europaea (olive) Fruit Oil, Glycyrrhiza Glabra (licorice) Root Extract, Broussonetia Extract, Disodium Edta, Caprylyl Glycol, Ethylhexyl Glycerin, Tropolone, Ci 19140, Ci 42090, Fragrance

Miałyście okazję wypróbować ten krem? Zdarzyły Wam się jakieś buble wśród koreańskiej pielęgnacji?
Evree Peeling cukrowy do ust

Evree Peeling cukrowy do ust

Peeling cukrowy, Peeling cukrowy do ust

Moje usta są wiecznie przesuszone, dlatego chętnie testuję różne peelingi i balsamy do ust. Gdy zobaczyłam, że Evree wprowadziło do swojej oferty peelingi cukrowe, od razu popędziłam do Rossmanna. 

Peeling cukrowy, Peeling cukrowy do ust

Peeling wygląda naprawdę uroczo. Jest zamknięty w małym słoiczku, co bardzo mi odpowiada. Za pomadką z peelingiem Sylveco nie przepadałam, bo osadzała mi się ciągle na bokach sztyftu, dlatego tym razem szukałam czegoś innego. W peelingu Evree podoba mi się też, że środek opakowania jest różowy (lub pomarańczowy, w zależności od wersji ;)). Niby detal, ale cieszy oko.

Peeling występuje w 2 wersjach smakowych – poziomka i pomarańcza. Kocham cytrusy, ale że bardzo brakuje mi lata, skusiłam się na poziomkę. Zapach jest naprawdę przyjemny. Słodki, ale nie mdły. 

Peeling cukrowy, Peeling cukrowy do ust

Drobinki są małe, ale jest ich sporo i dobrze zdzierają naskórek. Wydaje mi się, że trochę gorzej niż pomadka z Sylveco, ale i tak jestem zadowolona z efektu. Usta po peelingu są fajnie nawilżone i gładkie.
Jedyne co mnie w nim irytuje to to, że według zaleceń producenta nadmiar trzeba zmyć wodą lub usunąć chusteczką, bo wolałabym go zwyczajnie zlizać ;) Szczególnie, że jest naprawdę smaczny, bo już zdarzyło mi się go przypadkiem trochę zjeść ;)

Skład: Sucrose, Cicinus Communis Seed Oil, Hydrogenated Castor Oil, Copernicia Cerifera Cera, Persea Gratissima (Avocado) Oil, Lanolin, Beta Vulgaris Extract, Maltodextrin, Helianthus Annuus Seed Oil, Glyceryl Stearate, Rosmarinus Officinalis Extract. Mangifera Indica Seed Butter, Cocos Nucifera (Coconut) Oil, Gardenia Taitensis Flower Extract, Tocopherol (mixed), Beta- Sitosterol, Squalene, Ascorbyl Palmitate, Lecithin, Propylene Glycol, Hydrogenated Vegetable Glycerides Citrate, Parfum.

Cena: 14,99zł // 10ml
Gdzie kupiłam: Rossmann

Macie już? Jak tak, to koniecznie dajcie znać, jak Wam się sprawdza. 
Makijaż brwi - mój niezbędnik

Makijaż brwi - mój niezbędnik


malowanie brwi, Nyx Eyebrow Shaper, Golden Rose Longstay Precise Browliner, Golden Rose Longstay Brow Styling Gel

Jeśli chodzi o makijaż brwi, zdecydowanie stawiam na naturalność. Skupiam się głównie na wypełnieniu brakujących włosków i utrwaleniu ich, bo moje brwi są dosyć niesforne i mało co do tej pory potrafiło je ujarzmić. Ale w końcu znalazłam swoje idealne trio.

malowanie brwi, wosk w kredce, wosk do brwi, Nyx Eyebrow Shaper


Wosk do brwi Eyebrow Shaper firmy Nyx jest produktem, bez którego obecnie nie wyobrażam sobie makijażu. Jest bardzo szybki i prosty w aplikacji, dlatego wolę go od wosków, które trzeba nakładać pędzelkiem. Utrzymuje mi kształt brwi przez cały dzień, co nie zdarzało się jeszcze żadnemu żelowi. Nie pozostawia też żadnego brzydkiego nalotu, a brwi się po nim nie świecą, więc śmiało możemy stosować go solo. Jest też bardzo wydajny - używam go od stycznia, a temperowałam go dosłownie kilka razy. Zdecydowanie polecam.

Cena: 36zł
Gdzie kupiłam: stacjonarnie w Douglasie

malowanie brwi, kredka do brwi, konturówka do brwi, Golden Rose, Longstay Precise Browliner

Z konturówką Golden Rose Longstay Precise Browliner polubiłam się od razu. Po pierwsze spodobał mi się wybór kolorów - jest ich 7 i możemy znaleźć wśród nich zarówno odcienie ciepłe jak i zimne odcienie. Mój to 101, czyli ciemny, chłodny brąz. Ogólnie zawsze lubiłam kredki, ale miałam problem ze znalezieniem idealnego odcienia. Tutaj mi się udało.

malowanie brwi, kredka do brwi, konturówka do brwi, Golden Rose, Longstay Precise Browliner

Jak widzicie na zdjęciu powyżej, kredką można narysować zarówno cieńsze jak i grubsze linie. 
Konturówka nie jest zbyt miękka, więc naprawdę wygodnie się jej używa. Spokojnie utrzymuje się na brwiach aż do wieczora.

malowanie brwi, kredka do brwi, konturówka do brwi, Golden Rose, Longstay Precise Browliner

Bardzo lubię ją też za grzebyk, który umieszczony jest na drugim końcu konturówki. Używam go do przeczesywania brwi, nawet jeśli danego dnia nie używam tej kredki. No i sprawdza się, jeśli przesadzę z jej ilością.  
Jedyny minus tej kredki, to taki, że dosyć szybko schodzi, ale jestem w stanie jej to wybaczyć ;)

Cena: 19,90zł
Gdzie kupiłam: stacjonarnie w Golden Rose 

malowanie brwi, żel do brwi, Golden Rose, Longstay Brow Styling Gel

Malowanie konturówką zajmuje chwilę czasu, dlatego jeśli bardzo się spieszę, stawiam na wosk, a następnie przejeżdżam po brwiach żelem. W tej chwili króluje u mnie Golden Rose Longstay Brow Styling Gel. Żel ten delikatnie przyciemnia brwi. Nie zostawia na nich zbyt dużo koloru, dlatego nie musimy obawiać się o efekt przerysowania, nawet jeżeli się nie przykładamy. 

malowanie brwi, żel do brwi, Golden Rose, Longstay Brow Styling Gel

Żeby wydobyć z niego tyle koloru co po prawej musiałam naprawdę porządnie przycisnąć go do dłoni. Zazwyczaj zostawia go tyle, co po lewej. 
Odcień przed wyschnięciem wydaje się dosyć ciepły, ale po wyschnięciu jest neutralny. 
Na pewno zmieniłabym w tym żelu szczoteczkę, bo ta jest trochę drapiąca. Ale ogólnie jestem zadowolona z efektu, jaki daje na brwiach.

Cena: 19,90zł
Gdzie kupiłam: stacjonarnie w Golden Rose

A Wy czego używacie do malowania brwi?

PS. Bardzo dziękuję za tak liczny odzew pod moim pierwszym postem :*
Gąbki Blend It!

Gąbki Blend It!

Można powiedzieć, że ten rok był dla mnie kosmetycznie przełomowy. Przekonałam się np. do rozświetlacza (tak, też nie wiem, jak mogłam go wcześniej nie lubić), maseczek w płachcie, a także gwiazdy dzisiejszego posta czyli gąbeczek do makijażu. Swoją przygodę z nimi zaczęłam od Blend It! Pomyślałam, że rozpocznę testy porządnie, więc kupiłam zestaw małej i dużej gąbki. 

gąbka do makijażu

Kiedy dotknęłam ich po raz pierwszy uznałam, że są miękkie, ale szału nie ma. Jednak zdecydowanie nadrabiają, kiedy się je namoczy. Są wtedy niesamowicie mięciutkie, a aplikacja produktów jest bardzo przyjemna. Obie gąbki powiększają się pod wpływem wody, ale nie są za duże– nie mam problemu z nałożeniem podkładu w okolice nosa za pomocą większej gąbki, a nawet z wklepaniem korektora pod oczy. 


Jeśli chodzi o działanie dużej gąbki to jestem zachwycona – byłam trochę sceptycznie nastawiona do opinii, że podkład nakładany gąbką wygląda o niebo lepiej, ale obecnie podpisuję się pod tym rękami i nogami. Przez ostatnich kilka dni byłam trochę mniej zadowolona z tego jak wygląda mój podkład – wiecie, niby ok, ale bez rewelacji – najpierw myślałam, że to wina pielęgnacji, ale okazało się, że winowajcami były moje palce i pędzle, których używałam zamiast gąbki. Jak tylko wróciłam do Blend it, znowu podkład prezentował się świetnie.
Aplikacja jest ekspresowa – zajmuje zdecydowanie krócej niż za pomocą pędzli i podobnie co rękami.

Przed namoczeniem

Po namoczeniu

Natomiast nijak nie mogę się zgrać z małą gąbką. Jak próbuję wklepać nią korektor pod oczy, to albo zostają mi smugi, albo korektor zbiera się w kącikach. Pomaga nałożenie korektora na nią zamiast pod oczy, ale i tak zdarza mi się nie być zadowoloną z efektu.

Przed namoczeniem

Po namoczeniu

Obie gąbeczki bardzo ładnie się domywają za pomocą szamponu dla dzieci (nawet po kilku dniach) i na razie wyglądają bez zarzutu, a używam ich od ok. 2 miesięcy.

Zdecydowanie duża gąbka będzie stałym elementem mojej kosmetyczki. Koniecznie dajcie mi znać, jak Wam się sprawdzają.

Cena: 29,90zł w promocji, 37,80zł cena regularna
Gdzie kupiłam: Minti Shop
Copyright © 2014 Mru - Moje rozmaitości urodowe , Blogger